20 XI 1944 wylądował tu odbywający lot Połtawa - Bari uszkodzony 4 silnikowy amerykański bombowiec "Liberator" (B-24) z 9-osobową załogą. Rosjanie znaleźli kwaterę dla 4 oficerów u Polikowskich przy ul. Szczebrzeskiej (na parterze), odnosili się do nich z rezerwą, postawili strażnika i pod strażą odprowadzali ich na obiad. O lądowaniu w Mokrem dowództwo US Army dowiedziało się dopiero dzięki podziemiu. Po 5 tyg. na pomoc przybył inny amerykański "Douglas" i z 13 już lotnikami odleciał do Połtawy (29 XII spotkali się jeszcze u Wolskich na przyjęciu). Do uszkodzonego samolotu przybyła ekipa remontowa. Dowódca "Liberatora" Robert Wills (1921) gościł w Zamościu w latem 1998, został czł. honorowym AZZ.


 * Załoga "Liberatora" - por. Joe Norman Jr., Robert L. Kaiser, sierż. Thurman Athinson, Mike Urda, Theodore Deitsch, Richard D. Block, Frank D. Love, Robert E. Crist. Z załogą przybyli "Douglasem" znany z nazwiska lotnik Charles W. Clutter i znany tylko z imienia Barnie. Kwaterowali  w budynku szkoły mechanicznej. Przyjaźnie nastawieni, nawiązywali kontakty z ludźmi zamojskiej konspiracji, odwiedzali "Fotocentralę".
 * Po zrzuceniu bomb samolot dostał się pod ostrzał, stracił zewnętrzne silniki, skręcił na wschód, na obszar zajęty przez Rosjan. Zobaczyłem nieduże lądowisko, dwa budynki i 3 samoloty, jeden z czerwoną gwiazdą. Pas był za krótki - na końcu wykonaliśmy obrót i zatrzymaliśmy samolot. (R. Wills).
 * Na jednej z zabaw chyba 31 XII 1944 nagle wśród rytmów oberka i foxtrota pojawiła się grupa dziwnych postaci. Ubrani w kombinezony skórzane, pełne klamerek, zamków błyskawicznych itp. urządzeń, w futrzanych butach z przewieszonymi potężnymi amerykańskimi pistoletami. Zaskoczenie było zupełne. (z korespondencji do "Tygodnika Zamojskiego".
 * Z książki W. Zawady "Globus i pałka" - Ktoś opowiada (...), że w zacisznym kącie parku odbył się najprawdziwszy pojedynek strzelecki Rosjan i Amerykanów. Amerykańcy zrobili furorę kowbojskim strzelaniem z biodra, w dodatku z coltów jeszcze większych niż rosyjskie nagany, noszone w drewnianych kaburach. A już mistrzem nad mistrzem okazał się kowboj najczarniejszy od nocy. Oko nie nadążyło za ruchami jego dłoni. Murzyn walił raz za razem, tak że strzały zlewały się w jeden ciągły huk, a rozstawione przed nim puste butelki i opróżnione z konserw puszki pryskały  jak bańki mydlane.