Popularny "zieleniak", "zielony rynek" przy ul. Bazyliańskiej i Zamenhofa. Projektowane w tym miejscu już w 1936 (projekt hali targowej), budowane było od 1957 (d. place żydowskie), otwarte 5 II 1959. Na ogrodzonym murem terenie powstało miejsce do prowadzenia handlu bezpośrednio przez producentów oraz 41 kiosków (22 MHD, 11 PSS, 3 spółdzielni "Rozwój", 3 spółdzielni ogrodniczej, po 1 GS i PZGS) i malownicza, obłożona kamieniem józefowskim wieżyczkowa studnia, zwieńczona blaszanym kogutem (autor blacharz Franciszek Kupiec, ob. w zb. Archiwum).
Zarządzany był do 1962 przez PP "Targowisko" zatrudniające m.in. inkasentów, rębaczy, sprzątaczy, później pod zarządem MPGK. W ostatnich latach zaniedbany, 31 VIII 2012 zamknięty. Z wielu warzywnych stoisk m.in. p.p. Turczynów, Glinków, Nowaków (kwiaty), p. Szynklarzowej, Kiecanowej, Księcikowskiej, pozostała do końca tylko Danuta Dymanus, która była żywą legendą targowiska. Zdewastowaną infrastrukturę usunięto i 7 V 2015 targowisko w innym kształcie otwarto ponownie, mimo promowanych przez UM "Targów śniadaniowych" nie udało się reaktywować handlu. W 2016 podjęto ponowną próbę sprzedaży placu, w 2017 zabudowę rozebrano (studnię 4 VIII).


 * Upalne przedpołudnie. Pachnie truskawkami, koperkiem i piwoniami. W pobliskiej piekarni kolejka po gorący chleb i placki z cebulą. Pod sklepem mięsnym ("polecamy wyroby własne - zwyczajne i bez konserwantów") na resztki czekają bezdomne kundle. Pan Mietek rozłożył stolik turystyczny i wykłada wytłaczanki jaj, pan Józek - skrzynki ze słoikami miodu: "naturalny bez dosypywanego cukru", a pani Hela rozwiesza bawełniane majtki i biustonosze w "rozmiarach większych, chodliwych" (A. Fostakowska Siedzi się w budzie i ogląda, GW, 2001)
 * Rózia. A właściwie Halina. Przekupka na zielonym rynku na Starym Mieście w Zamościu. Handlowała nabiałem. Śmietanę, ser, jajka przywoziły jej gospodynie z podzamojskich wsi. Stała przy zadaszonym straganie od strony ogrodzenia przy ulicy Bazyliańskiej. Rózia, jak sprzedawczyni błyskotek Malinowska, była od moich najmłodszych lat. Halinę nazywano Rózią, bo tak zostało po jej matce, również handlarce nabiałem. Babcia nieraz wspominała, że w latach okupacji – a może i w okresie powojennym – prababcia Jaworska woziła z Kornelówki na sprzedaż nabiał do Rózi. Matka i córka, obydwie Rózie. „Moja” Rózia była niska, zażywna, rumiana, czysta i uprzejma. „Lepsze” zamościanki kupowały nabiał u niej. Kilka razy zdarzyło mi się na prośbę Babci zawieźć do Rózi śmietanę. Z kanki lub słoika przelewała ją do wiadra z chochlą. Nie wiem jak się nazywała, gdzie mieszkała i kiedy umarła. Marysia też nie. (P. Szewc Z powodu i bez powodu)