Ur. w Zamościu. Syn znawcy gramatyki hebrajskiej i znanego lokalnego maskila. Uchodził też za uczonego (aj-aj jeszcze jak uczony niemal mełamed). Sam się wszystkiego nauczył, kiedyś przypadkiem za grosze kupił od pijanego goja na targu polski kodeks prawniczy i nauczył się jednocześnie prawa i języka polskiego, w podobny też sposób matematyki i geometrii (popisał się listem otwartym w sporze między Lichtenfeldem i Słonimskim). Chociaż uważany za heretyka, popularny i lubiany, uczciwy w prawniczej profesji. Pisał improwizowanymi chronostychy. Ojciec Izaaka Gelibtera popularnego lekarza zamojskiego


* Do Szczebrzeszyna (do sądu), ten niski, silny mężczyzna chodził pieszo (w waszym wieku? na nogach idę jedynie wiorstę, a potem, jeszcze jedną wiorstę, i jeszcze jedną… aż docieram do Szczebrzeszyna). Idzie boso niosąc buty na kiju, na ramieniu - ostre kamyki, ale stopa się sama goi, a obcas trzeba zanieść do szewca. Maszeruje jak żołnierz, komenderując samemu sobie, raz-dwa, raz-dwa… (za I.L. Perecem).