Ur. w Zamościu, mieszkał przy ul. Kolegiackiej (tył kamienicy Linkowskiej), próbował szkoły muzycznej (ma słuch absolutny), ukończył tu Technikum Budowlane. W 1985 został absolwentem ASP w Krakowie (dyplom u J. Szancenbacha, z najwyższą lokatą). Od 1986 przebywa USA, gdzie już rok później miał pierwszą wystawę indywidualną w Nowym Jorku, następne m.in. w 1997 i 2005, później w kolejnych latach w całych Stanach, m.in. LA, Miami, Houston, wystawiał m.in. także we Francji (Galeria Louis XIV Paryż, 1993) i w Meksyku (2010). Dostrzegł go kolekcjoner Henryk Lachman, przez 4 lata u niego w nieczynnym po pożarze hotelu (sala balowa) miał pracownię. Tworzył tam prace monumentalne, początkowo także instalacje i performance. Później znalazł się pod skrzydłami francuskiego mecenasa sztuki Bernarda Steinitza. Mieszka w NY przy 38 ulicy, ma studio na Greenpoincie.
Od ok. 2000 zajmuje się malarstwem na jedwabiu. Autor cykli prac: Okna brooklińskie, Kurz życia, Pejzaże, Kurz pamięci. W USA wystawa Zamość, Zamość (dedykuję mojemu miastu, dużo z niej sprzedał), 3 VIII 2012 wernisaż w zamojskim BWA Zamość - New York - Zamość.


 * Miał zostać wybitnym skrzypkiem, tylko nauką i wprawkami na skrzypcach bardzo się nie kłopotał. Wolał włóczęgi po parku i łobuzowanie. Nawróciła go pierwsza miłość Anka z Plastycznego. (...) Zamość jest dla mnie czymś więcej niż miejscem. Jest rzeczywistością, której już nie ma, ale ja ją noszę w sobie jak talizman. Wspomnienia z dzieciństwa to obskurne podwórka i obsikane przez drobnych pijaczków mury. Przefiltrowane przez czas, który upłynął, miasto staje się fakturą, zapachem, wibracją. Taką jest seria prac Zamość, Zamość - nie kamienice czy ludzie, ale emocje, przezroczystość, wielowarstwowość formy i treści, emocjonalna wędrówka do miejsc młodości, dzieciństwa, przez pryzmat wspomnień i przeżyć, starałem się nadać tym obrazom charakter pamiętnika pamięci. Do stworzenia tego cyklu opracował technologię. (z "Tygodnika Zamojskiego" z lipca 2012)
O swoim mieście - Bardzo je kocham, siedzi we mnie głęboko. Odwiedzam Zamość niemal co roku, i z przyjemnością obserwuje, jak się zmienia. Jak z nędznych smrodliwych podwórek, zdewastowanych fasad rynkowych, wyrasta po nocy wspaniały kwiat. Aż trudno uwierzyć, że zostało w tak cudowny sposób odrestaurowane.