Spektakl, który rozpoczął historię Zamojskiego Lata Teatralnego i był pierwszym z 10 szekspirowskich przedstawień plenerowych wyreżyserowanych przez Jana Machulskiego. To on zaproponował miastu ten spektakl i sfinansowanie dwutygodniowych prób z udziałem aktorów i studentów PWSFTViT, wykorzystując ratusz, ratuszowe schody i miejsce przed nimi, jako przestrzeń teatralną. Spektakl pokazał jak zafascynowany nią reżyser, będzie korzystał też zawsze z miejscowego rekwizytorium (tu chorągwie i świeczniki z kolegiaty, bal to 32 kolorowe rakiety dostarczone przez wojsko, zapalone wszystkie okna w ratuszu, śmierć Julii – wypuszczenie 30 białych gołębi). Takie uatrakcyjnienia przedstawień Teatru Ochoty były ich znakiem firmowym, sprawiały, iż spektakularną formą przyciągały szeroką publiczność (podawane 10 tys. było liczbą zawyżoną), która oczekiwała na kolejne, coroczne premiery.
Aktorzy: Marlena Miarczyńska - Julia, Piotr Skiba – Romeo (studenci szkoły teatralnej), Joanna Keller, Halina Czengery, Janina Nowicka, Aleksander Jasiński, Stanisław Michalik, Tadeusz Bogucki, Janusz Leśniewski, Wojciech Alaborski i inni; scenografia – Janusz Sosnowski, Stanisław Pawluk -  oprac. muzyczne, dźwięk. Motyw przewodni (pocz. i koniec spektaklu): W Weronie do słów C.K. Norwida, muz. A. Kurylewicz, wyk. W. Warska.


 * W ostatnią sobotę lipca, kiedy zapadł zmrok, a zegar na wieży ratuszowej oznajmił godz. 9 wieczorem ciszę przerwał trębacz grający hejnał Zamościa. Po nim prolog krótko oznajmił  zgromadzonej na Rynku publiczności w czym rzecz będzie, następnie w blasku pochodni wyszli aktorzy, dwa zwaśnione ze sobą rody Kapuletich i Montekich. Każdy inną stroną schodów, każdy poszedł w inną połowę ratusza, który na kilkadziesiąt minut stał się ich domami. Jeszcze dobrze nie zniknęli w swych domostwach, kiedy przed ratuszowymi arkadami rozgorzała walka. To młódź skrzyżowała szpady. Szczęk broni niósł się daleko w podcieniach sędziwych kamieniczek. Na chwilę tylko stłumił go tętent konia, na którym do walczących podjechał książe. (…) W takich warunkach walka jest walką, gromko się niesie stukot kopyt końskich po bruku. Fantastycznej sceny  balu, tak znanej nam z okresu karnawału, na długo się chyba nie zapomni. Ratuszowe schody były jednym z ważniejszych akcesoriów. One m.in. były, balkonem z którego Julia rozmawiała z Romeem, jej alkową, podcienia zaś na pewien czas stawały się celą zakonną, w finale zaś grobem dwojga kochanków. Jedna z odległych kamieniczek była ową Mantuą, w której Romeo przebywał na zesłaniu.
A wszystko działo się, jak przed wiekami; w kostiumach, które wypożyczył m.in. Teatr Narodowy; w niepowtarzalnej scenerii, która na wskroś przypomina Weronę czy inne miasto włoskie; przy biciu ratuszowego zegara, w dźwiękach pełnej wyrazu muzyce renesansowej i, oczywiście przy setkach zasłuchanych, urzeczonych widzów.
Jedna ze staruszek w czasie  spektaklu się rozpłakała. Panie – pod ratuszem więcej ludzi, jak w kościele. Ale warto było obejrzeć. Tak warto było obejrzeć. Warszawscy aktorzy oraz studenci łódzkiej szkoły i inni nie zawiedli. Pod batutą Jana Machulskiego przygotowali spektakl o którym będzie się mówić długo. (St. W. Wojnarowicz, „Kurier Lubelski” Po Cydzie Romeo i Julia,  nr 176, 6-8 VIII 1976)